W nawiązaniu do wielu wypowiedzi dotyczących tzw. „feminatywów”, o których ostatnio głośno się zrobiło, pragnę zwrócić uwagę szanownych czytelniczek i czytelników na brak podstaw do wiązania (niektórych przynajmniej) faktów językowych z problemami ideologiczno-społecznymi. To, że na przykład w języku angielskim w większości nazw zawodów nie rozróżnia się płci (teacher to zarówno „nauczyciel” jak i „nauczycielka”) nie świadczy bynajmniej o lekceważeniu kobiet przez społeczeństwo używające języka angielskiego jako ojczystego.
Tendencja do zastępowania wyrazu chairman „przewodniczący” jego bardziej „neutralnym” odpowiednikiem chairperson (a nawet samym tylko chair czyli dawnym „krzesłem”) jest wynikiem obawy, iż termin chairman ze względu na element -man („człowiek, mężczyzna”) jakoby uraża kobiety. To gruba przesada. Pamiętam ironię, z jaką mi o tym mówiła pewna uczestniczka międzynarodowej konferencji naukowej mówiąca po angielsku od dziecka.
Zachęcam feministki do poszerzenia pola obserwacji na gramatykę. Przecież język polski nadaje się w najwyższym stopniu do ataków za (rzekomy) patriarchalny seksizm. Bo proszę porównać materiał dwu języków słowiańskich: rosyjskiego i polskiego. Po rosyjsku mówi się: malcziki priszli i, równolegle, diewoczki priszli, bez rozróżnienia rodzaju w formie czasownikowej. Natomiast po polsku mówi się: chłopcy przyszli, ale dziewczynki przyszły.
Nie wiem (wobec narastającej presji ze strony środowisk feministycznych), jak zareagują polskie dziewczynki, gdy dorosną i zaczną zwracać uwagę na sprawy językowe zauważywszy, że język polski tej samej formy przyszły używa nie tylko w stosunku do osób płci żeńskiej, ale także do … przedmiotów (bez względu na rodzaj odpowiednich rzeczowników): stoły przyszły (w sensie: „zostały przywiezione”), ławki przyszły, krzesła przyszły. Co więcej, zwierzęta (i to również płci męskiej!) też się tak samo „zachowują” w naszym języku. Mówimy przecież: kaczki przyszły, krowy przyszły a nawet … byki przyszły (a nie: przyszli).
Bo taką drogą szedł rozwój języka polskiego. Nasi przodkowie (i „przodkinie” również), w sposób podświadomy uznali, że tak będzie (z jakichś względów) lepiej i wygodniej (dlaczego, tego nie wiem). I powstała kategoria rodzaju męskoosobowego. Jej odwrotność, rodzaj niemęskoosobowy (tak, delikatnie, określany przez gramatyki języka polskiego) obejmuje rzeczowniki (i zaimki) oznaczające osoby płci żeńskiej, zwierzęta (bez względu na płeć) i – szeroko rozumiane – rzeczy bez względu na ich rodzaj gramatyczny (męski, żeński lub nijaki).
Czy z powyższego faktu wynika, że Polacy byli bardziej nietolerancyjni wobec kobiet niż Rosjanie? Albo Anglicy? Nic podobnego. Historia naszego narodu nie dostarcza żadnych wiadomości na temat egzekwowania przez mężczyzn typu „macho” rzekomego zakazu używania form męskoosobowych w stosunku do kobiet i … rzeczy. Polskie matki miały przecież większy wpływ na kształtowanie języka swych dzieci niż ojcowie (pracujący częściej poza domem albo gdzieś walczący). To nie ze strachu przed karami polskie matki mówiły do dzieci: chłopcy stali w korytarzu, ale dziewczynki stały … a także: psy stały, meble stały … itd.
Po prostu kobiety współtworzyły język wraz z mężczyznami: nie było problemu, czy język kogoś obraża, gdy nie było podstaw do takich przypuszczeń. Język miał (i nadal ma) przede wszystkim służyć komunikacji. Dopiero we współczesnej epoce pojawiły się obsesyjne tendencje przesuwania słusznej krytyki dotyczącej poniżania kobiet na sferę językową i doszukiwania się problemów tam, gdzie ich nie ma.
Jeszcze jeden przykład. Po polsku wszyscy pytają: kto dzwonił? Nikt nie pyta: kto dzwoniła? nawet jeśli wie, że to dzwoniła jakaś kobieta. Bo forma męska dzwonił jest po prostu „nienacechowaną” (jak mówią językoznawcy) formą neutralną, podstawową.
Rodzaj gramatyczny kojarzy przedmioty z płcią tylko ze względu na formy fleksyjne występujące w odmianie wyrazów, a nie ze względu na jakikolwiek związek tych wyrazów z płcią, która istnieje tylko w przyrodzie, w obszarze życia związanym z rozrodczością. Polski stołek jest „męski”, ławka – „żeńska” a krzesło „nijakie” nie dlatego, że stołek jest w jakimś sensie podobny do mężczyzny, ławka – do kobiety, a krzesło jest neutralne pod względem płci. Kategoria rodzaju wykształciła się w językach indoeuropejskich i semickich. W innych rodzinach językowych nie ma takiej kategorii w ogóle (np. w takich językach jak węgierski czy turecki), albo istnieją kategorie oparte na różnicach nie kojarzących się z płcią, tylko, na przykład, z kształtem (tzw. „klasy” rzeczownikowe w afrykańskich językach bantu czy w kaukaskim języku czeczeńskim).
Kategoria rodzaju gramatycznego uległa pewnym redukcjom w Europie. Wywodzące się z łaciny języki romańskie (z wyjątkiem rumuńskiego) pozbyły się rodzaju nijakiego. W języku holenderskim rzeczowniki również rozróżniają tylko dwa rodzaje: wspólny (!) męsko-żeński i odrębny – nijaki. W angielskim kategoria rodzaju gramatycznego zachowała się tylko w zaimkach osobowych (he – she). A w azjatyckich językach indoeuropejskich Bliskiego Wschodu i Południowego Kaukazu takich jak nowoperski czy ormiański rodzaj gramatyczny zanikł całkowicie. Te różnice rozwojowe nie mają, co oczywiste, żadnego związku z procesami emancypacyjnymi kobiet (czy ich ewentualnym brakiem) w społeczeństwach używających wspomnianych języków.
Nie ma żadnych dowodów na to, że wytworzenie się w przeszłości w języku polskim rodzaju „męskoosobowego” było wynikiem jakichkolwiek świadomych działań polskiego patriarchalnego „układu” męskiego. Nie ma też żadnego śladu oporu Polek wobec używania form, które by można nazwać „żeńsko-rzeczowymi”. Nasi przodkowie (i „przodkinie”, jak mówią niektóre feministki) nie dopatrywali się problemu tam, gdzie go nie ma. Nie dążyli do wywoływania bezsensowengo konfliktu wewnątrz społeczeństwa. Kochali się i płodzili dzieci, których potomkami jesteśmy my, Polacy i Polki (czyli Polki i Polacy) XXI wieku. Nie wpadajmy w pułapkę ideologii dążących do zwiększania konfliktów.
Słusznie walczy się o wyrównanie zarobków mężczyzn i kobiet czy o zlikwidowanie jakichkolwiek przejawów dyskryminacji kobiet. Ale gdy przeciwnicy tych dążeń zauważą, że w jakiejś dziedzinie tego frontu dochodzi do absurdu (a absurdem jest zmuszanie kobiety by była „premierą”, skoro ten wyraz od dawna odnosi się w języku polskim do teatru), mogą uznać całą aktywność feministyczną za pozbawioną rozsądnych podstaw. I tak ją przedstawiać. Lepiej jest zatem, dla dobra sprawy ogólnej, odciąć się od błędnego dążenia do tworzenia fikcyjnych problemów i w ten sposób uwiarygodnić główny nurt godnej poparcia aktywności osób działających na rzecz poprawy losu kobiet.
Oto jeszcze kilka przykładów form żeńskich, które co innego znaczą niż ich męskie odpowiedniki (podobnie jak tytułowa para: pielgrzym – pielgrzymka): krajan – krajanka, biegun – biegunka, ciężarowiec – ciężarówka.
Na koniec drobiazg. Jako językoznawca muszę jeszcze przypomnieć, że wbrew temu, co dziś można wyczytać (i wysłuchać) w mediach o tzw. „feminatywach” nie chodzi tu o końcówki żeńskie lecz o przyrostki (sufiksy słowotwórcze). Końcówki są czym innym. W formie czasu przeszłego bra-ł-a pierwsza sylaba jest tematem czasu przeszłego czasownika brać, -ł- jest przyrostkiem, a końcowe -a – końcówką żeńską trzeciej osoby liczby pojedynczej.
Za podsunięcie mi pary „pielgrzym – pielgrzymka” dziękuję memu przyjacielowi Edwardowi Sławińskiemu (za „pielgrzymkę”).
Andrzej Pisowicz
prof. dr hab. Andrzej Pisowicz, emerytowany prof. UJ, długoletni pracownik Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie językoznawstwa irańskiego i ormiańskiego.